sobota, 18 grudnia 2010

Sałatka śledziowa curry, sałatka z buraków i trochę o wigilijnym szwedzkim stole

Niejednokrotnie wspominałam, że tradycyjna kuchnia szwedzka jest kuchnią prostą i niezbyt wyszukaną.  Wynika to oczywiście z tego, że Szwecja w zasadzie dopiero po II wojnie światowej przestała być jednym z najbiedniejszych krajów Europy, społeczństwem wiejskim gdzie mięso i potrawy z niego były luksusem. To bardzo wyraźnie znajduje odbicie w zestawieniu klasycznego  szwedzkiego stołu świątecznego. Główną rolę na tym stole  pełnią kulki mięsne o których już pisałam tutaj, parówki, żółty ser, kilka rodzajów śledzia, szynka i chleb maczany w wodzie, w której się gotowała. Nie będę opisywać tradycyjnej ryby - lutfisk - ponieważ nigdy jej nie próbowałam. Oczywiście  wszystkie powyższe informacje nie odnoszą się do nowoczesnej kuchni szwedzkiej zapożyczjącej wiele interesujących elementów kuchni świata i tworzącej nowe, kreatywne zestawienia. Niestety tradycyjny szwedzki stól wigilijny przeciętnego Szweda, jakby na przekór całej masie kulinarnych porad świątecznych zamieszczanych we wszystkich  czasopismach -  gdzie znajdujemy wiele fascynujących czy wręcz innowatorskich przepisów - w dalszym ciągu wygląda tak samo jak wyglądał przynajmniej 60 lat temu,  a z pewnymi modyfikacjami dużo dawniej.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że niektóre elementy tego stołu  - lekko unowocześnione - są bardzo sympatyczne i znalazły się jako ciekawostka na naszym "szwedzkim" stole, na który zaprosiliśmy odwiedzających nas w ostatnich dniach przyjaciół z Polski.

Śledziowa sałatka o smaku curry:
  • 400 g filetów śledziowych typu matjes
  • 1 cebula
  • 1 kwaśne jabłko
  • 2 jajka ugotowane na twardo
  • kilka łyżek majonezu
  • kilka łyżek crème fraiche lub gęstej kwaśnej smietany
  • troszkę dymki
  • ewentualnie sól & pieprz
  • 1 łyżka ulubionej mieszanki curry - lub więcej
Przygotowanie:
Pokrojone śledzie wymieszać z drobno pokrojoną cebulą, jabłkiem, curry, crème fraiche i majonezem. Doprawić solą i pieprzem w razie potrzeby Posypać dymka lub pietruszką. 

Kolejnym elementem stołu, często występującym w towarzystwie kulek mięsnych jest sałatka z buraczków. Można ją oczywiscie kupić gotową, co wiele osób robi, ale oczywiście dużo lepsza jest zrobiona własnoręcznie.

Sałatka z buraków:

  • 6 buraków konserwowych, gotowanych lub pieczonych
  • 1 czerwona cebula
  • 1 kwaśne jabłko
  • kilka łyżek majonezu
  • 2 łyżki musztardy Dijon
  • 1 ząbek czosnku
  • sól & pieprz
 Przygotowanie:

Buraki pokroić w niewielką kostkę. Dodać pokrojoną bardzo drobno cebulę i jabłko. Wymieszać z majonezem, musztardą i wyciśniętym czosnkiem. Ewentualnie doprawić. Wstawić do lodówki na przynajmniej godzinę przed podaniem. Można przechowywać w lodówce do 3-4 dni.

niedziela, 12 grudnia 2010

Tagliatelle z szynką, brokułem i groszkiem w sosie serowym

To zupełnie nieświąteczny post, ale w pewnym sensie  taka kolejna szybka kolacja pasuje w czasie gdy wszyscy są światecznie bardzo zabiegani. W tym czasie kuchnia zaczyna być miejscem gdzie coraz więcej czasoprzestrzeni zajmuja święteczne przygotowania, ale przecież jednocześnie trzeba nakarmić rodzinę. To nie znaczy, że tak wygląda własnie moja kuchnia - ja ograniczam wszystko do minimum i zdecydowanie odkładam wszystkie przygotowania na ostatnią chwilę - czego nikomu nie życzę i nie polecam:)
Jak to zwykle z makaronem bywa przygotowanie kolacji odbywa się szybko i prosto. Tym razem wykorzystałam trochę wędzonej szynki, kawałek brokuła i trochę mrożonego groszku, a do tego sos z resztkami kilku serów.

Składniki na 4 porcje:
  • 400 g tagliatelle
  • 150 g wędzonej szynki
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 brokuł
  • 100 g mrożonego groszku
  • po 50 g sera pleśniowego, ementalera i parmezanu
  • 200 ml śmietanki 15%
  • sól & pieprz
  • pietruszka, szałwia lub inne ulubione świeże zioła
Przygotowanie:
Pokrojoną szynkę podsmażyc na oliwie, dodać wyciśnięty czosnek i drobno pokrojone łodygi brokuła - zmniejszyć temperaturę, przykryć patelnię i dusić do momentu kiedy brokuły będa miękie. Dodać smietankę i utarte sery i gotować do momentu gdy sery się rozpuszczą. Dodać podzielone różyczki brokułów, groszek, sól i pieprz. Zagotować i podawać do makaronu ugotowanego al dente. Posypać pietruszką i ulubionymi ziołami.
I juz nic więcej nie robić w kuchni tego dnia ;)

    niedziela, 28 listopada 2010

    Klasyka domowej kuchni szwedzkiej czyli pytt i panna (resztki z patelni)

    Złośliwi nazywają tę potrawę "przeglądem tygodnia" no i oczywiście coś w tym jest:) Jest to danie niezwykle proste, łatwe w wykonaniu i stanowi pole do niezliczonych wariacji. Można zrobić je z dodatkiem łososia, drobiu, resztek mięsa wołowego np. pieczeni lub wieprzowego, parówek czy kiełbasy. Jednym słowem ze wszystkiego co pozostało w lodówce w dziwnych ilościach. Jest też oczywiście wersja wegetariańska z dodatkiem warzyw lub quorn oraz tofu. Potrawa szczególnie aktualna w czasie gdy stajemy się coraz bardziej świadomi jak wiele jedzenia się marnuje i jak można temu zapobiec. Dziś zakończyła się w Szwecji akcja "czy potrafisz przeżyć tydzień bez robienia zakupów" więc uznałam, że właśnie pytt i panna będzie moim skromnym wkładem do tejże.
    Podstawą tego dania są pokrojone w kostkę ziemniaki (najchętniej odmiany nierozpadającej się) i wyżej wspomniane resztki. W miom wypadku było to trochę kiełbasy, resztka pieczeni wołowej i kawałek wędzonej szynki.


     Pytt i panna na 4 osoby:

    • 6 ziemnkaków, pokrojonych w drobną kostkę
    • 1 duża cebula, pokrojona
    • 200 g resztek pieczeni wołowej
    • 100 g szynki wędzonej
    • 150 g kiełbasy
    • sól & pieprz
    • trochę  sosu worcestershire
     Ziemniaki usmażyć na maśle lub oliwie aż będą gotowe i lekko zrumienione, dodać cebulą i smażyć do momentu aż będzie zeszklona. Podsmażyć pokrojone mięso i dodać do ziemniaków i cebuli. Smażyć jeszcze chwilę i doprawić do smaku. Klasycznie podaje się z sadzonym jajkiem i konserwowanymi burakami. Proste i naprawdę pyszne. Polecam.
    Powyższy przepis to klasyka i można, jak wspomniałam, zmieniać go w nieskończoność -dodając miedzy innymi inne przyprawy i inne rodzaje mięsa, wzbogacając go o warzywa, zmieniając dodatki - wymarzony do eksperymentów.

    środa, 24 listopada 2010

    Kurczak w bardzo różnym towarzystwie

    Dzisiaj moje kolejne propozycje wykorzystania kurczaka i różnych innych rzeczy czasem zalegających w lodówce w ilościach niewystarczających na samodzielną kolację. Jak to często na naszym blogu bywa są to też przepisy na potrawy nieskomplikowane i przede wszystkim bardzo szybkie w wykonaniu. 


     Kurczak z kabanosami, papryką i cebulkami konserwowanymi:
    • 300 g filetów z kurczaka
    • 200 g kabanosów, pokrojonych w plasterki
    • kilkanaście małych cebulek konserwowych
    • 1 czerwona papryka, pokrojona
    • kilka suszonych pomidorów, drobno pokrojonych
    • 1 ząbek czosnku wyciśnięty
    • sól & pieprz
    • majeranek wg uznania
    • zielona pietruszka
    • 250 ml śmietanki 15%
    • oliwa
    • 4 porcje ryżu


    Przygotowanie:

    Ugotować ryż zgodnie z przepisem na opakowaniu. Można też użyć kuskus, guinoa lub bulgur.
    Pokroić filety z kurczaka na niewielkie kawałki oraz kabanosy na plasterki. Podsmażyć kurczaka na oliwie i doprawić sola i pieprzem. Dodać pokrojone kabanosy i smażyć dalej kilka minut. Dodać wyciśnięty czosnek i majeranek.
    Dolać śmietankę i pokrojone suszone pomidory i gotować na wolnym ogniu około 5 minut. W ostatniej chwili dodać pokrojoną paprykę i cebulki. Jeśli uznamy, że sos jest zbyt rzadki można dodać odrobinę maizena.
    Na zakończenie dodać pokrojoną pietruszkę. Podawać z ryżem lub z czymś innym.

    Jeśli chcemy, żeby danie było odpowiednie dla osób nie tolerujących laktozy i glutenu należy użyć produktów zamiennych.




    *******


    Kurczak z chorizo i fenkułem:
    • 300 g filetów z kurczaka
    • 200 g kiełbasy chorizo
    • 5 szalotek, posiekanych
    • 1 fenkuł pokrojony 
    • 2 zabki czosnku
    • 1 opakowanie krojonych pomidorów, ok. 400 g
    • 200 ml śmietanki 15%
    • 2 łyżki musztardy Dijon
    • sól & pieprz
    • oliwa
    Przygotowanie:
    Podsmażyć na patelni pokrojonego kurczaka i kiełbasę. Posolić i popieprzyć oraz dodać wyciśnięty czosnek. Przełożyć do innego naczynia. Na patelni podsmażyć szalotki i fenkuła (fenkuł ma być chrupiacy) i przełożyć do garnka z kurczakiem i chorizo. Dodać pomidory, musztardę i śmietankę i ewentualnie doprawić. Zagotować i podawać z ryżem.

    wtorek, 16 listopada 2010

    Kulki mięsne z sosem pomidorowym

    Miały być szwedzkie kulki mięsne w tradycyjnym wydaniu, o których pisałam tu, ale zmieniłam zdanie i postawiłam na taki bardziej włoski wariant z sosem pomidorowym i makaronem.

    Na około 70-80 kulek potrzebujemy:
    • 1000 g mielonego mięsa (najczęściej używam 50/50 mięsa wołowego/wieprzowego)
    • 6-7 łyżek bułki tartej namoczonej w mleku, śmietance lub wodzie  (ok. 3/4 szklanki)
    • 2 duże jajka lub 3 małe
    • 1 cebula i 3-4 ząbki czosnku, wyciśnięte
    • dużo zielonej pietruszki
    • sól & pieprz, bazylia, oregano, ew. papryka
    • oliwa lub masło do smażenia
    Namoczyć bułkę tartą i zostawić na 10 min. Wymieszać wszystkie składniki (ja daję surowy wyciśnięty czosnek i bardzo lekko przysmażoną, drobno pokrojoną cebulę) bardzo dokładnie. Wilgotnymi rękami formować kulki o pożądanej średnicy - im mniejsze tym lepsze. Mnie się udają kulki o średnicy mniej więcej 1,5 cm. Nie jest to wbrew pozorom ani trudne ani specjalnie pracochłonne.
    Smażyć na rozgrzanej patelni, potrząsając nią często, żeby kulki były zrumienione z każdej strony. Co nigdy tak do końca się nie udaje, zawsze jakiś fragment jest bardziej przypieczony


     Sos pomidorowy:
    • kartonik pomidorów ok. 400 g
    • 1 mała cebula
    • 2 ząbki czosnku
    • 1 czerwona paryka chili
    • 200 ml bulionu warzywnego
    • sól & pieprz, bazylia, oregano
    • oliwa
    Na oliwie poddusić drobno pokrojoną cebulę, dodać wyciśnięty czosnek oraz pokrojoną drobno paprykę chili i po chwili pomidory oraz bulion. Zagotować i gotować na małym ogniu ok. 5-10 minut. Można trochę zmiksować, co zrobiłam.
    Podawać kulki z makaronem i sosem posypane świeżo utartym parmezanem.
    Polecam:)

    piątek, 12 listopada 2010

    Tylko dla wielbicieli wątróbki ;)

    Generalnie nie jadamy żadnych podrobów, poza własnie wątróbką od czasu do czasu. To moja kolejna propozycja na szybką kolację lub obiad oraz z zastosowaniem pora, który się jakoś do mnie przyczepił ostatnio. Ale to bardzo przyjemne warzywo, więc nie mam tego za złe nikomu.

    Wątróbka z bekonem i porem na 4 osoby:
    • 500 g wątróbki cielęcej (moim zdaniem jest najlepsza)
    • 100 g bekonu
    • 1 spory por
    • 2 ząbki wyciśniętego czosnku
    • 2 łyżki sosu sojowego
    • 200 ml śmietanki
    • masło lub oliwa
    • sól & pieprz
    • zioła wg. upodobania
    Przygotowanie: 
    Wątróbkę pokroić na drobne kawałki (ja kupuję w plastrach dla ułatwienia zadania), posolić i popieprzyć i podsmażyć kilka minut na gorącej patelni aż bedzie ładnie zrumieniona - po czym odłożyć ją na bok. Podsmażyć pokrojony drobno bekon, dodać por i poddusić go troszkę, a następnie dodać czosnek i zioła. po chwili dodać sos sojowy i śmietankę oraz odłożoną na bok wątróbkę. Zagotować i podawać. Mnie to danie bardzo pasuje do ryżu, ale myślę, że zarówno makaron jak i inne dodatki będą też równie dobre.

    sobota, 6 listopada 2010

    Cytrynowa potrawka z kurczaka

    To kolejny przepis, w którym głowną rolę mają kurczak i por oraz  kolejna propozycja na bardzo szybką kolację.


    Składniki na 4-5 porcji:
    • 1 grilowany kurczak, obrany ze skóry i podzielony na mniejsze częśći
    • 1 por, pokrojony
    • 100 ml bulionu
    • 200 ml śmietanki (15%)
    • 2 ząbki czosnku
    • skórka starta  i sok z jednej cytryny
    • sól & pieprz
    • bazylia i pietruszka
    Przygotowanie:

    Por poddusić na maśle lub oliwie, dodać wyciśnięty czosnek i pokrojonego kurczaka. Dodać bulion i śmietankę oraz sok i skórkę cytrynową i doprawić. Podawać z ryżem. Gotowe:)
    Można oczywiście użyć surowego mięsa kurczaka, wtedy przygotowanie będzie trwało nieco dłużej, ale i tak krótko.

    niedziela, 31 października 2010

    I znowu makaron na szybko

    Bardzo byłam ostatnio zajęta, stąd nic nowego nie pojawiało się na blogu. Co prawda nie wiem dlaczego Monika nic nie umieściła, ale pewnie też miała swoje powody. Czym byłam zajęta możecie zobaczyć tutaj :)
    Jadaliśmy więc albo poza domem albo bardzo szybkie kolacje w domu. Najszybciej jest jak wiadomo z makaronem, więc makarony z tym co akurat było w lodówce często gościły na stole.

     Składniki:
    • 300 g makaronu (u mnie girandole torsados)
    • 1 por
    • kawałek grilowanego kurczaka (zbędny, ale był w lodówce)
    • 100 g gorgonzola
    • 50 g Roquefort
    • 200 ml śmietanki 15% 
    • 1 ząbek czosnku
    • sól & pieprz
    • rozmaryn suszony i świeży
    Przygotowanie:
    Ugotować makaron al dente. Poddusić por z dodatkiem czosnku i suszonego rozmarynu. Dodać pokrojonego kurczaka, śmietankę,  utarty Roquefort, rozdrobnioną gorgonzolę i podgrzać do momentu aż oba sery się rozpuszczą. Dodać makaron, wymieszać i podawać posypane świeżym rozmarynem i ewentualnie pokrojonymi kawałkami zielonej częśći pora. Gotowe.

    Ten makaron jest moją kolejną propozycją do akcji Brzydkie ale Dobre, w której chyba jestem kandydatem na lidera :). Ale serdecznie polecam bo naprawdę bardzo smaczne.

      niedziela, 17 października 2010

      Pieczarki faszerowane serem i zieleniną czyli gościnnie u Zieleniny

      To chyba już zakończenie serii gościnnych występów na blogu Zieleniny. Mam nadzieję, że gdy goście ciężko pracowali Zielenina sobie odpoczęła i teraz już sama zacznie gotować ;)
      Bardzo lubię i dosyć często przygotowuję dania wegetariańskie, więc zaproszenie do zabawy przyjęłam z przyjemnością. Przygotowałam na tę okazję bardzo prostą przekąskę, która może być samodzielnym, lekkim lunchem lub przystawką.
       


      Pieczarki faszerowane serem i ziołami:
      • 8 sporych pieczarek równej wielkości
      • 1 szalotka, drobno posiekana
      • ząbek czosnku, wyciśnięty
      • 3 łyżki sera typu philadelphia
      • 50 g sera pleśniowego
      • 1 łyżka utartego parmezanu
      • kilka łyżek posiekanego tymianku, rozmarynu i pietruszki




      Przygotowanie:
      Obrać pieczarki i odciąć trzonki. Posiekać drobno i poddusić chwilę razem z czosnkiem i szalotką. Wymieszać z pozostałymi składnikami i nadziać farszem kapelusze pieczarek. Zapiekać w temperaturze 180 stopni ok. 20 minut.
      Podawać z grzankami i sałatą.


      Bardzo proste i szybkie danie, z którego jestem niezmiernie zadowolona i na pewno wejdzie na stałe do naszego domowego repertuaru. M.,będący królikiem doświadczalnym, rozpływał się w zachwytach.

      Smacznego:)

        środa, 13 października 2010

        Biff à la Lindström czyli kotlety mielone po szwedzku

        Bardzo popularne i powszechnie lubiane wariacje na temat kotletów mielonych można spotkać w najróżniejszych wydaniach w każdej - chyba - narodowej kuchni. Swoją wersję ma również Szwecja. Jedną z nich jest  - poza powszechnie znanymi kulkami mięsnymi - biff à la Lindström. Podobno było to tak, że  bogaty fabrykant Henrik Lindström z kilkoma przyjaciółmi przybył do Hotelu Witt w Kalmarze 4 maja 1862 roku. Tam nastąpiła introdukcja słynnej wersji mielonych nazwanych jego imieniem. Lindstrm urodził się i działał w S:t Petersburgu i na spotkaniu z przyjaciółmi ze Szwecji chciał się podzielić z nimi rosyjską specjalnośćią. Zamówił więc do stołu wszystkie potrzebne składniki: siekane mięso, ziemniaki, pokrojone buraki, kapary itd. Kazdy z biesiadników wymieszał składniki wg. wskazówek Lindströma i uformował kotleta, które w kuchni usmażono na maśle. Rezultat został przyjęty bardzo pozytywnie i od tego czasu zaczęła się kariera biff à la Lindström, a Hotel Witt w Kalmarze ma to danie zawsze w swoim meny.



        Składniki na 8 kotletów:
        • 500 g mięsa mielonego dobrej jakości (wołowe lub mieszane)
        • 1 posiekana cebula
        • 2 ugotowane ziemniaki
        • 1 jajko
        • 4 łyżki drobno pokrojonych konserwowych buraków
        • 2 łyżki drobno pokrojonych ogórków konserwowych
        • 1 łyzka kaparów
        • 1 łyżeczka soli
        • biały pieprz (lub czarny)

        Czasem w przepisach występują  jeszcze drobno posiekane sardele, ale ja ich zwykle nie używam.






          Przygotowanie:
          • Ugotować ziemniaki i rozgnieść je. Pokroić drobno ogórki i buraki. Jeśli nie ma się dostępu, do bardzo popularnych w Szwecji konserwowych buraków, można użyć ugotowanych lub pieczonych.
          • Dodać mięso i wszystkie pozostałe skladniki. Doprawić solą i pieprzem. Ja dodałam jeszcze czosnek, ale myślę, że to nie jest dozwolone ;). 
          • Wymieszać farsz bardzo dokładnie i uformować 8 sporych, okrągłych kotletów.
          • Usmażyć na maśle po kilka minut z obu stron.
          Oczywiście występują rózne wariacje. Niektórzy trą buraki na tarce, wtedy kotlety mają bardzo intensywny buraczkowy kolor, ale nie wyczuwa się - moim zdaniem - smaku buraków.
          Podaje się też w bradzo zróżnicowany sposób, często z 
          puree ziemniaczanym. Do tego można podać też  jajka  sadzone (po jednym na kotleta), chrzan, ogórki konserwowe, buraki itp.

          Kotlety dodaję do akcji brzydkie, ale dobre.

          sobota, 9 października 2010

          Barszcz zwany ukraińskim

          Podobno na Ukrainie nie dodaje się do barszczu fasoli, ale ja nie wyobrażam sobie tej zupy bez dużej, białej fasoli. I moja wersja barszczu - tym razem wegetariańska - fasolę oczywiście zawiera. Według mnie jest to też jedna z tych zup, w której trzeba "móc postawić łyżkę", podobnie jak w krupniku. Przepis jest tradycyjny, z tych, które krążą w rodzinie. Jest to zresztą jedna z moich ulubionych zup, choć nie robię jej zbyt często - jest dość czasochłonna.

          Składniki:
          • 1/4 główki białej kapusty
          • 1,5 l bulionu warzywnego
          • 3 duże buraki
          • 4 ziemniaki
          • 2 marchewki
          • 1 cebula
          • 200 g dużej białej fasoli
          • 4 łyżki przecieru pomidorowego
            1 duża cebula
          • 4 ząbki czosnku (lub więcej)
          • 2 łyżki octu lub soku z cytryny
          • 3 łyzki mąki
          • kwaśna śmietana - wg. uznania
          • liście laurowe, sól, pieprz i ziele angielskie

           Przygotowanie:
          • Fasolę namoczyć na noc wg. przepisu na opakowaniu. Następnego dnia zacząć ją gotować w bulionie przez około godziny dodając przyprawy. "Moja" fasola miała się gotować do miękkości przez ok. 1,5 godziny.
          • Kiedy zostanie 30 minut do ugotowania fasoli na miękko obrane i pokrojone  w drobne paseczki buraki wrzucić na patelnię, dodać olej, ocet,  przecier pomidorowy, dolać trochę bulionu i dusić buraki aż będą pólmiekkie. 
          • Na innej patelni, podsmażyć na maśle pokrojoną w kostkę cebulę, pokrojoną w słupki marchewkę i wyciśnięty czosnek.  Do bulionu z fasolą dorzucić ziemniaki, zagotować, następnie dodać poszatkowaną kapustę. 
          • Po 15 minutach dodać zawartość obydwu patelni i gotować następne 15 minut. Pod koniec dodać zasmażkę zrobioną na maśle i pietruszkę lub jak u mnie szczypiorek. Wymieszać i ewentualnie doprawić. Barszcz najlepiej smakuje odgrzewany. Podawać z kleksami śmietany.

          W zeszłym tygodniu wzięłam sobie sporą porcję na lunch do pracy. Zainteresowanie było ogromne - kuchnia szwedzka nie ma odpowiednika tej zupy, więc barszcz jest bardzo egzotyczny - w efekcie po entuzjastycznym próbowaniu we wtorek mam przeprowadzić mały kurs gotowania barszczu w pracy. Na szczęście dysponujemy zarówno czasem jak i dobrze wyposażoną kuchnią:)
          Mięsożercy mogą dodać bulion  wołowy i skrawki mięsa wołowego drobno pokrojonego.

          czwartek, 30 września 2010

          Skandynawski gulasz czyli sjömansgryta

          W wielu kuchniach narodowych występują potrawy - zwykle jednogarnkowe , których nazwa pochodzi od naczynia, w którym potrawa była przygotowywana. Mamy węgierski porkölt, bułgarski giuwecz, południowo-afrykańskie potije, marokańskie tagine, czy greckie saganaki. Do nich możemy dołożyć szwedzką gryta (pl. garnek, kociołek). W szwedzkiej kuchni spotkamy wiele dań, których nazwa zawiera w sobie słowo gryta - z przeróżnymi składnikami - mięsa, ryby, warzywa - których wspólnym mianownikiem jest to, że końcowy rezultat ląduje w jednym garnku. Podobnie ma się rzecz z potrawą dzisiaj przeze mnie prezentowaną,. Choć nie wiadomo dlaczego jest to garnek marynarski, co jest dokładnym tłumaczeniem słowa sjömansgryta. Może dlatego, że w jednym garnku łatwo gotować na statkach? Mniejsza z tym, przejdźmy do rzeczy.



          Składniki na 6 osób:
          • 800 g mięsa wołowego bez kości - rostbefu lub udźca wołowego
          • 2 cebule, poszatkowane
          • 10 ziemniaków - nie mączystych
          • 4 spore marchewki
          • 50 cl piwa (pilsner)
          • tymianek
          • 3 listki laurowe
          • sól & pieprz
          • olej i masło
          Przygotowanie:
          1. Pokrojone w 2 cm kawałki mięso, zrumienić na patelni, dodając pod koniec sól i pieprz i trochę masła. Przełożyć do garnka i zacząć dusić podlewając minimalną ilością wody w razie potrzeby.
          2. Na tej samej patelni zeszklić cebulę i dołożyć do duszącego się mięsa. Doprawić pieprzem i tymiankiem. Dusić ok. 40 minut.
          3. Pokrojone w ćwiartki lub półplasterki surowe ziemniaki zrumienić na oleju. Podobnie zrobić z pokrojona w plasterki lub słupki marchewką.
          4. Dołożyć ziemniaki i marchewkę do garnka z mięsem. Dodać liście laurowe. Patelnię "przepłukać" piwem i zalać całość, tak żeby wszystkie składniki były przykryte. Dusic około 30 minut, do momentu kiedy warzywa będą miekkie, ale nie rozgotowane. Doprawić w razie potrzeby. Wyjąc liście laurowe.
          Jest to bardzo sympatyczna potrawa na jesienne, zimne dni. Można ją oczywiście modyfikować dodając inne bulwiaste warzywa lub inne przyprawy. To jest tylko przepis podstawowy. Zamiast pilsnera można dodać porter, ale danie ma wtedy większą goryczkę, co nie wszystkim odpowiada. Jest to tez znakomity przykład prostej, domowej, tradycyjnej skandynawskiej kuchni - takiej najlepszej i bardzo cenionej przez męską połowę ludzkości.

          Ciekawa jestem czy znacie jeszcze jakieś inne potrawy, których nazwy pochodzą od naczynia, w którym są gotowane. Jeśli tak to podzielcie się, proszę, swoją wiedzą.

          Nie znam gulaszy, które są fotogeniczne, więc potrawa ląduje durszlakowej akcji: brzydkie, ale dobre :)

          niedziela, 26 września 2010

          Zupa z dyni piżmowej

          Dynia piżmowa (Cucurbita moschata) znana jest też jako Butternut squash, a w Australii i Nowej Zelandii występuje jako Buterrnut Pupmpkin. Długo miałam do dyni stosunek bardzo sceptyczny i mało entuzjastyczny, zmiana nastąpiła bardzo niedawno i była to zmiana o 180 stopni. Na odbywającym sie niedawno przyjęciu zupa z dyni wystąpiła w roli głównej i spisała się w niej znakomicie. Przepis gospodyni zanotowałam i przy pierwszej okazji kupiłam dynię i ugotowałam zupę.


          Na 8 porcji zupy potrzebujemy:
          • 1 dynia, obrana pokrojona
          • 2 szalotki, drobno pokrojone
          • 3 ząbki czosnku, wyciśnięte
          • 2-3 łyżeczki tymianku
          • 1 litr bulionu warzywnego
          • 1 łyżeczka kminu
          • 1 papryczka chili, drobno pokrojona
          • 400 ml mleka kokosowego
          • sól
          • 100 ml białego wina (opcjonalnie)
          • 1 łyżka oleju, 1 łyżka masła

           Przygotowanie:
          Cebulę, czosnek i tymianek "zeszklic" na oliwie i masle. Dodac dynie pokrojoną w kostke, smazyc krotko. Dodac kmin, bulion, chili oraz sól i gotowac 30-40min.
          Zmiksowac, dodac mleko kokosowe, zagotowac. Dodac wino (lub trochę soku cytrynowego) nie gotowac tylko podgrzać. Miłośnicy kolendry mogą posypać nią zupę, ja dodałam świeży tymianek.
          Zupa jest wspaniała i to dla mnie też ciekawe doświadczenie, ponieważ do tej pory jak wspomniałam dynia była poza sferą moich zainteresowań. Takie przewartościowanie. Może zmienię też kiedyś mój bardzo negatywny stosunek do bakłażana.

          niedziela, 19 września 2010

          W roli głownej słonecznik bulwiasty czyli zupa z topinambura

          Może wyglądać bardzo różnie - ma  nieregularny i różnorodny kształt, nie jest specjalnie piękny, ani specjalnie popularny - w każdym razie nie w Polsce. Dlatego własnie chciałabym wszystkich zachęcić do jego spróbowania. Dziś bowiem chcę zareklamować słonecznik bulwiasty , który ma zresztą bardzo dużo nazw. Zarówno po polsku jak i po angielsku słonecznik bulwiasty (łac. Helianthus tuberosus) nazywany jest inaczej topinamburem. Nazwa wywodzi się od południowoamerykańskiego plemienia Indian Tupinamba z Brazylii, których jako pierwszy opisał szerzej w XVI w. niemiecki podróżnik Hans Staden. Gorąca herbata z plasterkiem topinamburu smakuje podobnie do herbaty z cytryną. Z tego powodu bulwy nazywane bywają też "cytryną północy" (ang. Northern lemon). Jeszcze ciekawsza jest terminologia angielska, słonecznik ten określany bywa na kilka sposobów: jako Jerusalem artichoke, sunroot albo też sunchoke.

          A w innych językach tak:
          • Niemiecki: Erdbirne, Topinambur
          • Francuski: Topinambour
          • Hiszpański: Aguaturma
          • Norweski: Artichoke
          • Szwedzki: Jordärtskocka
          Warzywo uprawiane było przez Indian, szczególnie we wschodniej części Ameryki Północnej na długo przed dotarciem tutaj białych. Jego pierwsza podróż do Europy wiąże się natomiast w pewnym sensie z Kanadą. Do Francji przywiózł go bowiem po raz pierwszy w 1615 roku powracający na Stary Kontynent z jednej ze swoich wypraw francuski podróżnik Samuel de Champlain. My znamy go jako założyciela kanadyjskiego miasta Quebec City. Przez kolejne 200 lat uprawa tego oryginalnego warzywa stopniowo rozpowszechniła się w całej Europie. Na początku dwudziestego wieku słonecznik bulwiasty był jedną z ważniejszych roślin uprawnych we Francji. Zaraz po pierwszej wojnie światowej natomiast szybko zanikł - zbytnio kojarzył się bowiem ludziom z wojną i głodem. Dopiero po drugiej wojnie światowej warzywo powróciło do łask, a to z powodu, że odkryto jego cenne własności odżywcze i zdrowotne. Obecnie uprawiany jest w Ameryce Północnej, Europie, Rosji, a także w Chinach oraz Australii. Daje plony porównywalne, a nawet większe niż ziemniak. Zarówno w Polsce jak i w Kanadzie ciągle jednak jest jeszcze warzywem naprawdę mało znanym.

           Do Polski dotarł dopiero w drugiej połowie dziewiętnastego wieku jako roślina uprawna. Uciekł jednak z przydomowego warzywnika i szybko zupełnie zdziczał. Obecnie występuje jako dziko rosnąca roślina na całym obszarze Polski. Spotkać go można na przydrożach, a nawet w nadrzecznych zaroślach. Uprawa jest niezwykle łatwa. Rośnie prawie na każdej glebie, jest też odporne na mróz i  na suszę, a rozmnaża się go z bulw. Aby zacząć jego uprawę wystarczy kilka jego bulw posadzić wiosną do gruntu.I jeszcze jedno: Bulwy topinamburu mogą być spożywane przez diabetyków. Bulwy zawierają bowiem do 20% specyficznego węglowodanu inuliny, który jest zupełnie nieszkodliwy dla cukrzyków. Inulina ulega w organizmie ludzkim hydrolizie do bezpiecznej dla diabetyków fruktozy. Zawartość skrobi i innych cukrów prostych jest natomiast w bulwach bardzo niewielka*. Sezon zaczyna się jesienia i kończy w kwietniu. Podobno wiosenne topinambury sa smaczniejsze, ale najważniejsze jest to, że wzbogacają nasz jesienno-zimowy koszyk z warzywami, stanowiąc ciekawą alternatywę dla innych warzyw bulwiastych. Zachęcam serdecznie, smak jest bardzo interesujący.

          Ja robię zwykle zupę topinamburową. Znalazłam na nią wiele przepisów i po jakimś czasie wypracowałam własny.
          Na przystawkę dla 6 osób:

          • 500 g  topinambur (ok. 5 szt)
          • 2 mączyste, spore ziemniaki
          • sok cytrynowy ( z połowki cytryny)
          • 2 szalotki duże
          • 2 ząbki czosnku
          • 1 łyżeczka masła
          • 800 ml bulionu warzywnego
          • 200 ml białego wina wytrawnego - opcjonalnie
          • 100 ml  śmietanki
          • sól &pieprz cytrynowy
          • świeży tymianek & pietruszka
          Prygotowanie:
          1. Obciąć wszystkie wypustki  z topinamburów i obrać je. Pociąc na drobniejsze kawałki. Włożyć do zimnej wody z sokiem cytrynowym - bardzo szybko nabierają ciemnego koloru.
          2. Pokroić szalotki i poddusić je, dodać po chwili topinambury i wyciśnięty czosnek i poddusic mieszającokoło 5 minut.
          3. Dodać wino i zredukować, az zostanie połowa płynu.
          4. Dodać bulion i ziemniaki i gotowac az ziemniaki i topinambury będą miękkie - około 10-15 minut.
          5. Dolać śmietankę i zagotować na małym ogniu około 5 minut.
          6. Zmiksować zupę i doprawić solą, świeżo zmielonym pieprzem cytrynowym oraz tymiankiem i pietruszką.
          * Większość wiadomości na temat topinamburu w języku polskim  zaczerpnęłam z tej strony.

          niedziela, 12 września 2010

          A dziś Lángos

          Lángos to na Węgrzech jedna z najpopularniejszych przekąsek - wszędzie tam gdzie gromadzą się ludzie można napotkać "budkę" sprzedającą te bardzo lubiane i tanie placki. Dawniej lángos robione były z kawałka ciasta na chleb, pieczonego bezpośrednio nad ogniem (láng znaczy płomień). Obecnie ciasto na Lángos przyrządza się z ciasta zawierającego ziemniaki. Nie wiem dlaczego, ale lángos można zjeśc w Sztokholmie tylko raz w roku, podczas letniego festiwalu Stockholm Jazz, odbywającego się na wyspie Skeppsholmen. Tylko wtedy pojawia się stoisko z pysznymi langoszami. Nie chodzę na wszystkie koncerty, w przeciwieństwie do M.który bywa na wszystkich. Ale tak lubię langosze, że potrafię go odwieźć na koncert, poczekać aż pójdzie mi kupić świeżo usmażone lángos, zjeść i pojechać do domu. Skorzystałam więc chętnie z przepisu ze wspomnianej już przeze mnie ksiażki * i przymierzyłam się do lángos własnej roboty po raz drugi w życiu.  Pierwsze podejście  odbyło się kilka lat temu i chcę o nim zapomnieć.

          Na 8-10 sztuk potrzebujemy:
          • 150 g mączystych ziemniaków
          • 30 g świezych drożdży
          • 400 ml mleka
          • 400 g mąki
          • 3 łyżki cukru pudru
          • 3 i 1/2 łyżki tłuszczu (dałam masło)
          • 1 lyżeczka soli
          • olej do smażenia**
          Ugotować ziemniaki w mundurkach. Rozpuścić drozdże i cukier w 100 ml ciepłego mleka i zostawić na 10 miniut.Obrać jeszcze ciepłe ziemniaki i rozgnieść je, ja dodałam w tym momencie masło. Dodac do mąki mieszanke z drożdżami i wsyzstkie pozostałe składniki i zagnieść ciasto. Ja użyłam do wyrobienia ciasta robota kuchennego. Oprószyć lekko mąką i zostawić do wyrośnięcia na około godziny (ciasto ma podwoić objętość).Formować cienkie placki z ciasta  rozciągając je (nie jest to łatwe - ciasto klei się do rąk) i smażyć w głebokim tłuszczu z obu stron. Smażą się bardzo szybko i trzeba je jeść gorące, więc nie ma zbyt dużo czasu na robienie zdjęć. My jemy z kwaśną śmietaną wymieszaną z wyciśniętym czosnkiem i posypane ostrym, żółtym serem (cheddar) a niektórzy z nas dodają  odrobinę czarnego kawioru. Niezużyte ciasto można przechować w lodówce i zużyć spokojnie następnego dnia.
          * Przepis pochodzi ze szwedzkiego tłumaczenia książki pt. "Węgierskie Specjalności" autorstwa Anikó Gergely wydanej w serii Kulinaria Könemanna.
          ** Ostatnio używam często oleju z orzeszków ziemnych,, odpornego na wysoką temperaturę i neutralnego w smaku.

          czwartek, 9 września 2010

          Zielone risotto z kurczakiem

          Tak generalnie mój syn twierdzi, że nie umiem gotować - to znaczy według niego nie znam podstaw gotowania i za dużo w kuchni improwizuję. Ale są dania, które chwali, i o które sie dopomina. Jednym z nich jest własnie risotto. To risotto powstało więc na jego zamówienie, a wszystkie jego składniki zostały też przez niego zaakceptowane.
            
          Składniki:
          • 40 g masła
          • 2 łyzki oliwy
          • 1 cebula, drobno pokrojona
          • 2 ząbki czosnku, wyciśnięte
          • 1 zielona papryka chili
          • 200 g ryżu arborio (lub innego odpowiedniego)
          • 0,75 l gorącego bulionu z kurczaka
          • 200 g filetu z  piersi kurczaka
          • 2 łyzki świeżo utartego parmesanu 
          • 150 g zielonego groszku (użyłam mrożonego)
          • 150 g szparagów (użyłam mrożonych)
          • sól & pieprz
          • po 1 łyżce szałwi i oregano
          • 1 łyżka pietruszki

           Sposób przygotowania:

          1. 2 łyżki masła  i 2 łyżki oliwy rozgrzać w rondlu lub na patelni z wysokimi kantami. Dodać drobno pokrojone mięso z kurczaka i podsmażyć kilka minut.
          2. Dodać cebulę i smażyć aż będzie szklista.Dodać wyciśnięty czosnek i drobno pokrojone chili a po 2 minutach ryż. Podgrzewać mieszając, aż ryż dokładnie wchłonie tłuszcz i stanie się lekko przezroczysty. 
          3. Dolać łyżkę wazowa gorącego bulionu i mieszając podgrzewać aż cały płyn zostanie wchłoniety,  a następnie dodawać bulion w porcjach po 1/2 filiżanki, mieszając aż każda zostanie wchłonięta. Kontynuować proces aż zużyjemy cały bulion. Gotować, mieszając cały czas jakieś 20-25 minut dopóki ryż nie będzię miękki, ale dalej al dente.
          4. Dodać podgotowane wcześniej (wg. instrukcji na opakowaniu), pokrojone szparagi, groszek (mrożony groszek dodajemy w ostatniej chwili, ma się po prostu rozmrozić i podgrzać) i posiekane zioła.
          5. Doprawić solą i pieprzem, dodać pozostałe masło i zostawić risotto, pod przykrywką na wylączonym palniku na kilka minut.
          6. Podać posypane wiórkami parmezanu i ziołami.
          W wersji wegetariańskiej wystarczy po prostu wykluczyć kurczaka, zastosować bulion warzywny i zwiększyć ilość dodanych warzyw.

          poniedziałek, 6 września 2010

          Székelygulyás czyli gulasz zwany szeklerskim lub segedyńskim

          Powoli, ale nieuchronnie zbliża się jesień i zaczynamy mieć chęć na potrawy  bardziej treściwe i rozgrzewające. Nie było u nas ostatnio zbyt ciepło, zimne północne wiatry zaczęły hulać po Szwecji i my też nabralismy chęci na takowe. Już dobrych kilka razy było leczo (według tego przepisu), więc gdy przyszedł czas na utylizację reszty schabu pozostałej po kotletach w sosie curry postanowiłam zostać w klimacie kuchni węgierskiej i zdecydowałam się na Székelygulyás. Jest to jedzenie niezbyt wyszukane, ale moim zdaniem wyjątkowo smaczne. Jest poza tym reprezentatywne dla kuchni węgierskiej, gdzie często spotykamy nieskomplikowane potrawy jednogarnkowe, tradycyjnie przygotowywane w wiszącym nad ogniem kociołku.
          Nie jest prawdą jakoby nazwa tej potrawy pochodziła od grupy etnicznej - zamieszkującej wschodnią część Siedmiogrodu w dzisiejszej Rumunii  - zwanej w języku polskim Seklerzy, Szeklerzy, Sekelowie (węg. Székely [l.poj.], Székelyek [l.mn.]. Poza granicami Węgier potrawę tę nazywa się bardzo często gulaszem segedyńskim (polska nazwa wegierskiej miejscowości "Szeged" to Segedyn). A z kolei na Węgrzech gulaszem segedyńskim nazywa się gulasz (zupę) z dodatkiem warzyw korzeniowych. Do nazwy* powrócę za chwilę, a teraz przepis**.

          Potrzebujemy:
          • 600 g mięsa wieprzowego (u mnie schab bez kości)
          • 150 g bekonu
          • 1 cebula drobno pokrojona
          • 1 łyżka papryki
          • 1 kg kapusty kiszonej
          • 3 łyżeczki mąki
          • 250 ml kwaśnej śmietany
          Pokrojony bekon podsmażyć na patelni, aż będzie kruchy. Dodać cebulę i ją zeszkilć. Zdjąc patelnie z palnika i dodać paprykę oraz pokrojone  na mniej więcej 2 cm kawałki mięso. Rozgrzać patelnie mocno i po chwili przykryć pokrywką i smażyć mięso ok. 30 minut. Jeśli kapusta jest bardzo kwaśna, wypłukać ją w zimnej wodzie (ja nie musiałam) i dodać ją do mięsa. Zalać całość woda tak, żeby cała potrawa była przykryta i gotować pod pokrywką do miękkości kapusty (ok. 20 minut). W odrobinie zimnej wody rozrobić mąkę i dodać do niej śmietanę, następnie wlać mieszankę do potrawy i zagotować. Podawać polane śmietaną. Na Węgrzech jada się tę potrawę z domowymi kluskami, my jedliśmy z ziemniakami w mundurkach. Też dobre. Można do gulaszu dodać kiełbasę wędzoną a niektórzy dodają również nie tylko paprykę, ale również kminek. Należy uważać z solą, potrzeba jej bardzo niewiele.
          Jest to danie z rodzaju niewyględnych, znakomicie smakujących. Może pomysł na kolejną akcję , o której wspomniała już zielenina  brzydkie, ale dobre jest całkiem niegłupi?;)
           
          * Krąży historia, że nazwa tej potrawy  pochodzi od nazwiska szefa Naczelnego Archiwum Państwowego Jósefa Székely. W roku 1846 zajechał on podobno do gospody  Oköt w Budapeszcie, krótko przed jej zamknięciem i niestety jedyne co zostało do jedzenia to trochę pörkölot (najbliże temu co w Polsce nazywamy gulaszem, ale bardziej gęste) i gotowana kapusta kiszona - popularna na Węgrzech co najmniej tak samo jak w Polsce. Poprosił o odgrzanie resztek i rezultatem  tak się zachwycił, że od tej pory on i jego przyjaciele często zamawiali kapustę "á la Székely". W końcu ojcem chrzestnym tej potrawy został węgierski poeta Sándor Petöfi, który nazwał ją Székelygulyás. Oczywiście nie wiemy czy to prawda, ale tak podobno się to odbyło.

          ** Przepis pochodzi ze szwedzkiego tłumaczenia książki pt. "Węgierskie Specjalności" autorstwa Anikó Gergely wydanej w serii Kulinaria Könemanna.

          sobota, 4 września 2010

          O lubieniu i słonecznych schabowych

           Po 10 zdjęciu przyszedł czas na nastepną zabawe krążącą po blogach: 10 rzeczy, które lubisz.
          Za zaproszenie dziękuję - w porządku chronologicznym - Lo z Pistachio, Quinomatorce z Prodżektu Kasza, Hanceskakance z Do mety oraz Zieleninie. Najwyraźniej się nie wymigam - stwierdziłam - i zaczęłam myśleć. Początkowo niezbyt wiele przychodziło mi do głowy, poza banałami w rodzaju: lubie zapach świeżego chleba, lub lubię wertować książki kucharskie - no bo to przecież lubią wszyscy. Ale w końcu jednak powstała moja - może równie banalna i na pewno nie kompletna - ale jednak własna lista.

          No więc lubię  (kolejność zupełnie przypadkowa):
          1. Patrzeć na wodę i kamienie - kamieniste plaże na południowym wybrzezu Krety, brzegi Raby, strumyki górskie i plaze na Fårö - kamienie obmywane przez wodę w blasku słońca są zawsze piękne.
          2. Ogień i  zapach ogniska i przesiąknięte nim włosy i ubrania - ot taki atawizm. Od biedy może być ogień w kominku i spędzane przy nim zimowe wieczory;)
          3. Zmierzch na ganku schroniska w Morskim Oku - cisza, tym bardziej szczególna, że  tysiące wycieczkowiczów niedawno je opuścily  - widok na taflę jeziora i ścianę Mnicha (jeśli nie pada).
          4. Przed-przeddzień wyjazdu na dłużej lub na krócej - kiedy jeszcze nie przejmuję się, że nic nie jest spakowane - a nigdy nie jest;)
          5. Wyrabiać glinę, myśląc jaka nadam jej formę i zabawę kolorami szkliwa.
          6. Białe noce w Sztokholmie, kiedy nigdy nie jest tak zupełnie ciemno a świat budzi się do życia o 2-iej w nocy.
          7. Obszerne ubrania, chętnie asymetryczne, spodnie szarawary, długie letnie sukienki i przytulne szale i chusty.
          8. Solowe koncerty Keitha Jarretta, a szczególnym sentymentem darzę jego Koncert Koloński.
          9. Sprawiać mojemu synowi małe przyjemności, ponieważ lubię jak się uśmiecha.
          10. Zapach majowego deszczu.
          Im dłużej trwa zabawa tym trudniej znależć blogerów, którzy jeszcze nie brali w niej udziału. Mam nadzieję, że udało mi się znaleźć takie osoby i do zabawy zapraszam:
          Anthony z Kuchni pod Wulkanem,
          Meg z Kura udomowiona,
          Agnieszkę z Krainy Smaków,
          Atinę z Tak sobie pichcę,
          Madzię i jej współblogera z Jemy w domu,
          Matkę Polkę z Matki Polki lęki, jęki i Potwory,
          Zebzę z Co słychać w mojej kiczen;),
          Ma cuisine i
          Carmellinę z seventh heaven. UFF...
          Mam nadzieję, że uda im się przekazać zabawę dalej, co raczej nie będzie łatwe. Albo może rozpoczną jakąś nową:)
          Zasady są następujące:
          1. Napisz, kto przyznał Ci tę nagrodę.
          2. Wymień 10 rzeczy, które lubisz.
          3. Przyznaj tę nagrodę 10 innym blogerom i poinformuj ich komentarzem.

          *************
          A teraz kulinarnie. Przepis prosty, wręcz banalny na równie banalne kotlety schabowe - znaleziony dawno temu w wykładanych niegdyś w sklepach broszurkach kulinarnych - pod poetycką nazwą Słoneczno-żółte kotlety (Solgula kotletter).
          Potrzebujemy:
          • 6 kotletów schabowych bez kości
          • sól & pieprz, odrobinę mąki
          • oliwę
          • 2 czerwone papryki, pokrojone
          • 1 cebulę drobno pokrojoną
          • 3 łyżeczki ulubionej mieszanki curry
          • 200 ml śmietanki
          Kotlety lekko rozbić, posolić i popieprzyć oraz opuszyć mąką. Usmażyć na oliwie i odłożyć. Poddusić cebulę i parykę do miekkości, dodać curry i śmietankę i zagotować. Do sosu włożyć usmażone kotlety i pod przykrywką podgrzać kilka minut. Podawać z ryżem. Bardzo sympatyczne danie, które cieszy się też popularnością wśród dzieci. Ja zwykle dodaję jeszcze jedną papryczkę chili, ale nie jest to konieczne jesli chce się uzyskać łagodniejszy smak.

          niedziela, 29 sierpnia 2010

          Pieczone pierogi ze szpinakiem i fetą

          Przepis na ciasto do tych pierogów znalazłam wiele lat temu w kąciku kulinarnym jakiegoś pisemka wydawanego przez naszą wspólnotę mieszkaniową. Od tego czasu przeprowadzaliśmy się już kilka razy, ale kopia przepisu wędrowała razem z nami. Najczęściej robię te pierogi z farszem mięsnym, ale tym razem dla gości wegetarian zrobiłam farsz ze szpinaku i fety.

          Ciasto na ok. 20 pierogów:
          • 150 g masła w temp. pokojowej
          • 400 g ugotowanych mączystych ziemniaków
          • 300 g mąki
          • 1 łyżeczka soli
          • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
          • rozmącone jajko do posmarowania 
          Wymieszać roztłuczone ziemniaki z masłem i pozostałymi składnikami i zagnieść ciasto. Jest bardzo przyjemne do zagniatania. Zawinąć w folię i włożyć do lodówki na czas przygotowania farszu.



             Składniki na farsz:
            • 500 g szpinaku mrożonego (liście)
            • 300 g sera feta
            • 4 ząbki czosnku wyciśnięte
            • sól & pieprz
            • świeże zioła - oregano, szałwia, bazylia
            Rozmrozić szpinak na małym ogniu, odlać ew. wodę. Dodać utartą fetę i przyprawy oraz wymieszać dokładnie. Ostudzić farsz.
            Rozwałkować ciasto, niezbyt cienko i wycinać z niego kólka o średnicy mniej więcej 10 cm. Na każdy kawałek nałożyć łyżkę - sporą - i zlepić pierogi. Gotowe posmarować rozbełtanym jajkiem z dodatkiem ziół. Piec w temperaturze 200 stopni ok. 25-30 minut, aż będą ładnie przyrumienione.
            Można jeść także na zimno, więc to dobra propozycja na piknik - póki jeszcze czas.
            Odgrzewać w piekarniku, ewentualnie przykryte folią aluminiową.

            czwartek, 26 sierpnia 2010

            Na grzyby - placki ziemniaczane z prawdziwkami

            Na ryby - a można i na grzyby... Na grzyby - w aromatów pełen las. Na grzyby - przed wyjazdem sprawdźmy gaz. Weźmy czegoś parę kropel, a na drzwiach wywieśmy o tem, że ruszyliśmy w sobotę, bo powzieliśmy ochotę na grzyby Tu borowik a tam - dzik! Na grzyby - pociągnijmy sobie łyk...


            Tak śpiewali w „Kabarecie Starszych Panów” Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski. I zawsze ta piosenka towarzyszy mi na myśl o grzybobraniu. Niestety grzybiarz ze mnie mizerny. Potrafię w lesie zabładzić, owszem, ale nie potrafię znaleźć grzybów. Próbowałam wielokrotnie, koszyk przygotowany, odpowiednie do lasu buty i nic. Wszyscy wokół mieli pełne kosze a ja mogłam się o grzyba potknąć, ale nawet wtedy go nie zauważałam. Więc po prostu zrezygnowałam. Na szczęście grzybiarstwo w mojej rodzinie kultywuje mój tata, a że grzyby w okolicach Sztokholmu ładnie obrodziły dostaję regularnie część obfitych plonów. Zdjęcia zrobiła moja mama.
            W Warszawie w czasie wakacji jadłam placki ziemniaczane z sosem kurkowym. Kurek w nim było niewiele, ale sos grzybowy do placków chodził za mną od tego czasu. Więc stąd się wzięły moje  placki z prawdziwkami.

            Składniki na placki:
            • 6 dużych ziemniaków
            • 1-2 jajka
            • 3-4 łyżki mąki z ciecierzycy
            • 1 cebula, ząbek czosnku
            • ulubione zioła
            • sól & pieprz
            • olej
            Sos grzybowy:
            • 500 g prawdziwków
            • 4 ząbki czosnku
            • 1 cebula
            • suszony czosnek niedźwiedzi
            • tymianek, rozmaryn
            • sól & pieprz
            • 200 ml śmietany
            Ziemniaki umyć, obrać. Zetrzeć na  tarce (ja trę za pomocą maszyny dość grubo). Wymieszać z mąką, jajkiem, posiekaną cebulką i czosnkiem, solą, pieprzem, ziołami. Można do ciasta dodać łyżkę śmietany, placki będą bardziej puszyste. Mocno rozgrzać patelnię z olejem. Placki smażyć z obu stron. Aby pozbyć się nadmiaru tłuszczu, odkładać na papierowy ręcznik.
            Przyrządzić sos. Oczyszczone i pokrojone grzyby dusić do miękkości z cebulą, czosnkiem i przyprawami. Doprawić śmietaną. Podawać z gorącymi plackami. Dla niewegetarian można sos posypać podsmażonym bekonem.

            wtorek, 24 sierpnia 2010

            Sałatka z buraków, pomarańczy i kopru włoskiego

            Bardzo przyjemna przystawka dla wielbicieli buraków, do których się zaliczam -  znaleziony w sympatycznej książce *, którą polecam. Przepis trochę zmieniłam.

            Składniki na 4 osoby:
            • 4 duże buraki 
            • 1 duża pomarańcza, obrana i pokrojona w plasterki
            • pół bulwy kopru włoskiego, pokrojonej w cienkie plasterki
            • garść orzechów pecan opieczonych i pokrojonych
            • 125 ml oliwy extra vergine
            • 5 łyżek octu balsamicznego (użyłam figowego)
            • sól & pieprz
            Buraki upiec w folii aluminiowej (180 stopni, ok. 1 godz.). Po ostygnięciu obrać i pokroić w plastry  Ułożyć na talerzu, na wierzch położyć cząstki pomarańczy i pokrojony koper. Polać sosem (wymieszać oliwę z octem balsamicznym, solą i pieprzem), posypać zielonymi listkami kopru (tymi które wyrastają z bulwy) oraz orzechami. Gotowe.

            * Elena Balashova "Sałatki" wyd. "Olesiejuk" 2010

            sobota, 21 sierpnia 2010

            Prosto z Kostaryki - Gallo Pinto

            Gallo Pinto (kropkowany kogut) tradycyjna potrawa w krajach Ameryki Środkowej, a w Kostaryce i Nikaragui jest daniem określanym jako narodowe. Jedzone najczęściej na śniadanie, bywa jednak często elementem innych posiłków i je się je wtedy kilka razy dziennie. Głównym składnikami są fasola i ryż, w Kostaryce najczęściej używana jest czarna fasola, a w Nikaragui dla odmiany czerwona. Szukając informacji na temat tego kraju (tak, żeby poszerzyć sobie trochę horyzonty) natknęłam się na informacje natury kulinarnej i opis tej potrawy. Znalazłam bardzo dużo przepisów -  jak to zwykle bywa,  jest wiele wersji takich narodowych dań - i w rezultacie oparłam się na tym przepisie.
            Składniki:
            • 100 g ryżu 
            • 100 g czarnej fasoli
            • 1 duża cebula drobno pokrojona
            • 3 wyciśnięte ząbki czosnku
            • 1 jalapeno, drobno pokrojone
            • 1 pokrojona czerwona papryka
            • 1 duży pomidor, pokrojony
            • 1 łyżeczka kminu
            • 1 łyżeczka kolendry
            • sól & pieprz
            • świeża kolendra lyb dymka
            • 2 łyżeczki pikantnego sosu*
            • oliwa 


            Sposób przyrządzenia:
            1. Namoczoną przez noc fasolę, ugotować w lekko osolonej wodzie do miękkości, zostawić trochę płynu z gotowania . Ryż ugotować wg. przepisu na opakowaniu.
            2. Podsmażyć na oliwie cebulę, gdy będzie juz zeszklona dodać czosnek, jalapeno i czerwoną paprykę. Dołożyć na patelnię ryż i fasolę wraz z resztką płynu. Dodać pokrojonego pomidora.
            3. Dodać wszystkie przyprawy i dusić na bardzo małym ogniu ok. 20 pod przykrywką, delikatnie mieszając od czasu do czasu. Doprawić solą i pieprzem i sosem np. worcestershire z braku Salsa Lizano*, którego na pewno nie dostaniecie.
            4. Podawać posypane kolendrą i dymką jako danie samodzielne,  lub jak to jedzą kostarykańczycy z jajkiem sadzonym, kiełbaskami i chlebem tostowym na śniadanie.Jakoś nam nie bardzo pasowało takie śniadanie, więc mieliśmy obfity lunch.
            *W Kostaryce do gallo pinto używa się Salsa Lizano, mam nadzieję, że Ci którzy tam właśnie jadą kupią mały zapas;)

              czwartek, 19 sierpnia 2010

              Papryka faszerowana troszkę inaczej

               Sezon na paprykę rozpocząl się nawet w Szwecji i na straganach cena spadła do ludzkich 8 złotych za kilogram. Zanim przyjdzie czas na następne leczo, postanowiłam troszke poeksperymentować z papryką faszerowaną. Inspirację zaczerpnęłam z ksiązki "Pokochaj Makarony".  Ponieważ młodszy M. nie lubi w ogóle makaronu (jakoś się wyrodził) postanowiłam go troszkę oszukać i użyłam makaronu risoni ( znanego również jako orzo), ale myślę, że ciekawiej byłoby użyć jakiegoś linguine czy innego długiego, cienkiego makaronu, co zresztą sugerowano w przepisie, który był moją inspiracją.

              Składniki na 3 osoby:
              • 3 duże czerwone i żółte papryki
              • 100 g makaronu (ugotowanego al dente)
              • 1 cebula drobno pokrojona
              • 3 wyciśnięte ząbki czosnku
              • kilka suszonych pomidorów drobno pokrojonych
              • 1 papryka chili bez pestek pokrojona drobno
              • 1 łyżka ostrego sosu chili (nie słodkiego)
              • 2 łyżeczki oregano i 1 łyżeczka tymianku
              •  2 łyżeczki świeżej pietruszki
              • 2 ubite jajka
              • 3 łyżki śmietanki
              • 50 g utartego ostrego sera (użyłam cheddar)
              • sól & pieprz

               Sposób przygotowania:
              1. Rozgrzać piekarnik do 180 stopni. Przekroić papryki na pól, łacznie z ogonkami. Usunąćgniazda nasienne. Podpiec w piekarniku około 10 minut. Ugotować makaron al dente i odcedzić.
              2. Podsmażyć cebulę, dodać czosnek i pokrojone chilii poddusić jeszcze chwilkę. Dodać suszone pomidory i prawie wszystkie przyprawy, zostawiając trochę.Wymieszać zawartość patelni z makaronem.
              3. Wymieszać jajka z serem i śmietanką oraz resztą przypraw. Wypełnić paprykę spreparowanym makaronem.
              4. Ułożyć w naczyniu żaroodpornym i na każdą połówkę  nałożyć mieszankę serowo-jajeczną. Zapiekać około 20/25 minut, do momentu kiedy wierzch będzie ładnie przyrumieniony.

              Myślę, że ta papryka może być przyjemną przystawką. Jako danie kolacyjne spisała się bardzo dobrze, ale obydwaj M. narzekali na brak wkładki mięsnej. Myślę, że można z powodzeniem dodać do farszu podsmażony bekon i wtedy nawet miesożercy będą zadowoleni. Młodszy M. nie zauważyl mojego drobnego oszustwa.

              środa, 18 sierpnia 2010

              Greckie jedzenie - moussaka bez bakłażana

              Moussaka to super popularna mięsno-warzywna grecka zapiekanka - można ją dostać w każdej  knajpce, ale muszę przyznać, że będąc niejednokrotnie w Grecji nigdy nie trafiłam na moussakę, która by tak na prawde mi smakowała. Może dlatego, że głownym składnikiem był w niej zawsze bakłażan. Już niejednokrotnie wspominałam o moich niezałatwionych sprawach z bakłażanem. Sprawy są w dalszym ciągu niewyjaśnione, więc na razie się nie spotykamy. Na szczęście moussakę można przyrządzić również z innych warzyw i najczęsciej obok wersji bakłażanowej można w Grecji spotkać moussakę z cukinią i ziemniakami. Z wyżej wymienionych powodów jest to wersja, która na stałe zagościła w naszym domu.

              Składniki:
              • 8 ziemniaków
              • 1 spora cukinia
              • oliwa
              • 600 g mielonego mięsa wołowego
              • puszka pomidorów pelati (rozgniecionych) lub 4-5 świezych obranych ze skórki i pokrojonych
              • 2 łyżki przecieru pomidorowego
              • 1 duża cebula drobno pokrojona
              • 3 wycisnięte ząbki czosnku
              • sól, pieprz, bazylia, oregano, szczypta cynamonu
              • odrobina czerwonego wina
              • utarty żółty ostry ser do posypania całości
              sos beszmelowy:
              • 4 łyżki masła
              • 4 łyżki mąki
              • 500 ml mleka
              • 75g żółtego sera, startego
              • gałka muszkatołowa, sól, pieprz
               Sposób przyrządzenia:
              1. Obrać i pokroić ziemniaki. Surowe plasterki podsmażyć na oliwie przez  ok.10 minut, ąż będą odrobinę przyrumienione. Posolić i ewentualnie popieprzyć. Umytą cukinie pokroić w plasterki.
              2. Przyrządzić mięso. Na oliwie zeszklić cebulę, dodać mięso i smażyć dusić do momentu kiedy całe będzie podrumienione. Dodać pomidory, czosnek, przecier i przyprawy oraz czerwone wino. Dusić pod przykrywką około 30 minut. Ewentualnie doprawić
              3. Przyrządzić sos beszamelowy. Masło rozpuścić w rondelku i dodać mąkę. Mieszać całość dokładnie aby się składniki połączyły, następnie powoli dodać zimne mleko cały czas mieszając. Całość ma się zagotować, i zgęstnieć, należy uważać aby sos się nie przypalił, wię gotujemy na bardzo małym ogniu i mieszamy dokładnie cały czas. Następnie dodajemy ser, sól, pieprz i odrobinę startej gałki muszkatołowej.
              4. W wysmarowanym oliwą naczyniu żarodopornym układamy warstwę ziemniaków, mięsa, pokrojoną cukinię, znów mięso i na zakończenie sos beszamelowy . Posypujemy serem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni. Zapiekamy ok. 30 minut do momentu gdy całość będzie ładnie przyrumieniona.




                 Moussaka świeżo po przyrządzeniu bardzo lubi się rozpadać. Tak naprawdę dobrą konsystencję ma dopiero następnego dnia po leżakowaniu w lodówce. Wtedy daję się dość nawet ładnie kroić. My się generalnie tym specjalnie nie przejmujemy, ale przyznam, że nie wygląda to specjalnie estetycznie. Na zdjęciu obok moussaka na drugi dzień, tylko w towarzystwie ogórka, ponieważ porządną  sałatę  z pomidorami zjedlismy do rozpadającej się moussaki dnia pierwszego. W każdym razie polecam gorąco wersję cukiniowo-ziemniaczaną.

              wtorek, 17 sierpnia 2010

              Letnie w Mszanie gotowanie... cz.1 czyli leczo

              Wakacyjnego gotowania wiele nie było, tak jakoś się nie chciało, a jak już się chciało to z przyczyn technicznych trzeba się było ograniczyć do potraw jednogarnkowych. Do moich ulubionych jednogarnkowych dań należy klasyczne leczo. Klasyczne, czyli węgierskie, bez dodatku cukinii lub pieczarek. No może nie ortodoksyjnie klasyczne, ponieważ rzadko mam dostęp do lecsókolbász czy parówek debreczyńskich, więc zastępuję je polską kiełbasą dobrego gatunku. Bardzo często robię leczo właśnie na wakacjach, i często w warunkach bez mała polowych. Proste i łatwe, - samograj - ale smakuje zawsze, a szczególnie jedzone na tarasie z widokiem na Beskid Wyspowy. Przyjemnie też bardzo kroi się na tymże tarasie wszystkie składniki. Najchętniej wystawiłabym tam kuchenkę, ale nie mieliśmy przedłużacza. Polecam, tym bardziej, że sierpień to dla mnie sezon na leczo:)
              Składniki:
              • 3 duże cebule
              • 1 kg zielonej i czerwonej  papryki
              • 2 ostre zielone lub czerwone papryki
              • 1 kg dojrzałych pomidorów
              • 500 g dobrej kiełbasy (opcjonalnie)
              • sól, papryka
              • 4 łyżki oleju słonecznikowego *
               W rondlu rozgrzać olej, zeszklić na nim pokrojoną w półplasterki cebulę i jeśli dodajemy - pokrojoną w plasterki kiełbasę.  Dodać pokrojoną w duże kawałki paprykę oraz po około 15 minutach sparzone, obrane ze skórki i pokrojone pomidory,  nieco posolić. Dusić do miękkości -  ale nie do rozgotowania - najchętniej  odkryte, żeby nie wyszła nam zupa-leczo. I to już prawie wszystko. Pod sam koniec gotowania dodać ewentualnie trochę soli i paprykę w proszku. Podawać z pieczywem.

              * na pólnocy Węgier leczo tradycyjnie przygotowuje się na smalcu, zaś na południu na oleju słonecznikowym
              ******
              Powoli, acz nieubłaganie dobiegają końca nasze wakacje... Większą ich część spędziliśmy, wcale nie tam gdzie planowaliśmy. Takie wakacje z niespodzianką. Co prawda mieliśmy, po drodze, zatrzymać się u naszych przyjaciół w Mszanie Dolnej - no tak na  jakieś 3-4 dni. 4 dni minęly, przeciągnęły się do 5 - jakoś tak przyjemnie nam czas płynął - a dnia piątego przyjaciele nasi stwierdzili, że skoro oni już za 2 dni wyjeżdżają to my, równie dobrze , możemy zostać, a i dom czuje się tylko lepiej kiedy są w nim dobrzy ludzie. Długo nie myśląc propozycję przyjęliśmy, tym bardziej, że w zasadzie, nikt nigdzie na nas nie czekał, zaś plany alternatywne były dość mgliste, oscylujące między Bieszczadami a Górami Stołowymi. Zostaliśmy więc opiekować się domem i bliżej poznać region do tej pory niezbyt dobrze nam znany, a niewzykle urokliwy.

              Czasami padał deszcz, czasami świeciło słońce, a nam bez względu na pogodę, było po prostu dobrze. Przydały się przywiezione ze Szwecji rowery, a to żeby pojechać na targ, a to do sklepu a czasem do położonych w okolicy knajpek. Zjedliśmy tam góry różnych pierogów i placków ziemniacznych, oscypków i bryndzy - no i oczywiście moich ukochanych małosolnych. Na targu kupowaliśmy pachnące pomidory, świeże jajka i  zebrane rano jagody. Spędzaliśmy długie, leniwe godziny czytając na tarasie, a w deszczowe, chłodniejsze wieczory siedzieliśmy równie leniwie przy kominku. Zdobyliśmy kilka pobliskich, niewysokich szczytów, spłynęliśmy Dunajcem, zrobiliśmy dwa wypady do Krakowa - jednym słowem było cudnie. Cdn - może.